[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Travis sądził, że nie uda im się dotrzeć do celu, chyba że podróżowaliby nocą.Być może nie wiedzieli o niby-małpach, które mogły zagrozić im w ciemnościach.Wróg jednak, wiedząc o tego rodzaju zagrożeniach czy też nie, najwidoczniej nie zamierzał zrezygnować.Kiedy słońce schowało się za widnokrąg i ukryło w cieniach szczeliny i pęknięcia, myśliwi zatrzymali się, by założyć obóz.Apacze, jak to zawsze robili, gdy wkraczali na wojenną ścieżkę, zebrali się na wzniesieniach powyżej.- Chyba temu Czerwonemu wydaje się, iż ci, których szuka, będą siedzieć i czekać na niego, jakby ich stopy były przygwożdżone do pułapki - zauważył Tsoay.- Pinda-lick-o-yi - dodał Lupę - zawsze sądzą, że są lepsi od wszystkich innych.- Ten tutaj jest jednak głupim durniem, pchającym się prosto w ramiona niedźwiedzicy, co opiekuje się swoim młodym - zachichotał.- Człowiek, który ma strzelbę, nie obawia się człowieka uzbrojonego tylko w kij - wtrącił się szybko Travis.- Ten tutaj dysponuje taką bronią, że ma dobry powód, by sądzić, iż żaden atak mu nie zagrozi.Kiedy dzisiaj w nocy będzie odpoczywał, prawdopodobnie pozostawi na straży swoją maszynę.- Przynajmniej jednego jesteśmy pewni - powiedział Nolan, także o tym przekonany.- Ten tutaj nie podejrzewa, że na tych wzgórzach oprócz ludzi, którymi może kierować, jest jeszcze ktoś.A ta maszyna na nas nie działa.O świcie więc.- wykonał szybki gest, a pozostali uśmiechnęli się zgodnie.O świcie - tak postępowali w dawnych czasach.Apacz nie atakuje nocą.Travis nie był pewien, czy którykolwiek z nich mógłby przełamać to starodawne tabu i podpełznąć pod obóz przed nadejściem nowego światła.Jutro rano schwytają jednak tego zadufanego w sobie Czerwonego i pozbawią go owej maszyny, która robi z ludzi niewolników.Głową Travisa nagle szarpnęło, jakby otrzymał cios pomiędzy oczy.Co.co to mogło być? Uderzenie nie było fizyczne - nie, to by go tylko ogłuszyło, lecz całkiem niematerialne.Napiął ciało, czekając, że zjawisko powróci.Gorączkowo usiłował zrozumieć, co się stało w tej chwili zawrotu głowy i pozornego wyzucia z ciała.Nigdy nie doświadczył czegoś podobnego - a może jednak? Przed dwoma lub więcej laty, kiedy został przeniesiony w czasie, by znaleźć się w Arizonie w otoczeniu ludzi z kultury Folsom sprzed dziesięciu tysięcy lat, pamięta, że wrażenie w momencie transferu było podobne.Ogarnęło go wtedy uczucie chaosu w czasie i w przestrzeni bez możliwości znalezienia jakiegoś stałego punktu oparcia.Tym razem jednak mógł dotknąć skały, na której leżał, a zasnuty cieniami krajobraz nie zmienił się ani na jotę.Drżał w przypływie ogarniającej go paniki, a miejsce uderzenia paliło niczym otwarta rana.Travis wziął głęboki oddech, niemal zaszlochał i podniósł się na łokciu, by obserwować w skupieniu obóz wroga.Czy był to atak jakiejś nieznanej broni? Nagle nie miał już całkowitej pewności, co się przydarzy, kiedy Apacze dokonają porannego ataku.Jil-Lee znajdował się na stanowisku po jego prawej stronie.Travis wiedział, iż musi porównać to, co sam zauważył, z jego spostrzeżeniami, aby upewnić się, że to nie jest pułapka.Lepiej wycofać się teraz, niż dać się złowić jak ryba w sieci.Wypełzł ze swej kryjówki, wydał świergotliwy sygnał imitujący śpiew puchatej kulki i usłyszał odpowiedź Jil-Lee w formie sprytnie naśladowanego głosu nocnego owada.- Odczuwasz w tej chwili w głowie coś szczególnego? - zapytał go Travis, wiedząc, że trudno jest określić to wrażenie słowami.- Nie.A ty?- Tak, oczywiście! - Pozostałości tego czegoś, owo uczucie strachu, nadal w nim tkwiło.- Czuję coś.- Maszyna?- Nie wiem - zmieszanie Travisa rosło.A może z całej grupy tylko on został tym dotknięty? Jeśli tak, to mógł stanowić zagrożenie dla własnych towarzyszy.- Nie jest dobrze.Chyba powinniśmy odbyć naradę, z dala od tego miejsca.Szept Jil-Lee był zaledwie tchnieniem dźwięku.Zaćwierkał znów, a z góry odpowiedział mu Tsoay, który przekazał sygnał dalej.Pierwszy księżyc znajdował się wysoko na niebie, kiedy Apacze zgromadzili się razem.Travis znowu zadał pytanie: czy ktokolwiek poczuł dziwny atak? Wszyscy zaprzeczyli.Ostatnie słowo należało jednak do Nolana:- Nie jest dobrze - powtórzył komentarz Jil-Lee.- Jeśli to było działanie maszyny Czerwonego, może nas zagarnąć w sieć razem z tymi, których szuka.Możliwe, że im dłużej pozostaje się w pobliżu tego urządzenia, tym większy wpływ ono wywiera.Zostaniemy tutaj do świtu.Jeśli wróg miałby dotrzeć do upatrzonego miejsca, musi przejść poniżej nas, gdyż jest to najłatwiejsza droga.Obciążony maszyną Czerwony zawsze wybiera najłatwiejszą drogę.Zobaczymy więc, czy dysponuje także obroną przed tymi, którzy przychodzą bez ostrzeżenia.- Dotknął strzał w swym kołczanie.Zabicie z zasadzki oznaczało, że mogli nigdy nie poznać tajemnicy maszyny mentalnej, lecz doświadczywszy jej działania na własnej skórze, Travis musiał przyznać, że ostrożność Nolana była świadectwem mądrości.Nie chciał, aby dopuścić do drugiego ataku podobnego do tego, który tak nim wstrząsnął.Nolan nie zarządził jednak całkowitego odwrotu.Wódz uważał zapewne, podobnie jak Travis, że jeśli maszyna może wywierać wpływ na Apaczy, musi przestać funkcjonować.Urządzili zasadzkę z odziedziczoną po dawnych czasach wprawą, którą redax przeszczepił do ich pamięci.Potem nie pozostało im nic innego, jak tylko czekać.Minęła godzina od świtu, kiedy Tsoay zasygnalizował, że zbliża się wróg, i wkrótce potem usłyszeli stukot końskich kopyt.Ukazał się pierwszy Tatar.Z ułożenia jego ciała na siodle Travis wywnioskował, że Czerwony sprawuje nad nim pełną kontrolę.Dwóch, a następnie trzech Tatarów weszło w paszczę indiańskiej zasadzki.Po dłuższej przerwie ukazał się czwarty jeździec.Wreszcie nadjechał Czerwony.Jego twarz pod balonem hełmu nie wyrażała zadowolenia.Travis uznał, że jazda na koniu nie jest jego ulubionym zajęciem.Apacz napiął łuk i na świergotliwy sygnał Nolana, razem z innymi członkami klanu, wystrzelił.Tylko jedna strzała trafiła w cel.Koń Czerwonego zarżał z bólu i strachu, stanął dęba, wymachując kopytami w powietrzu, po czym przewrócił się w tył, przygważdżając sobą krzyczącego jeźdźca.Czerwony miał dobre zabezpieczenie, coś, co w jakiś sposób odbijało strzały.Ta ochrona sprawiła, że poważne rany odniósł wierzgający teraz koń [ Pobierz całość w formacie PDF ]