[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypuszała, że ustawiono straż za drzwiami, ale nie bardzo ją to obeszło.Nie była gotowa do ucieczki.Zbyt długo leżała skrępowana - bolało ją całe ciało.Wiedziała, że w tym stanie nie może ryzykować zapuszczania się w nieznane.Najpierw odzyska siły, a potem dopiero zbada, którędy najlepiej zbiec.Nierozsądnie byłoby porywać się na ucieczkę, nie rozeznawszy się wpierw w okolicy.Wstała, zamknęła oboje drzwi i wróciła po ciemku do łóżka.Już ogarniał ją sen, gdy usłyszała podniesiony głos.Po chwili drzwi wejściowe się otworzyły i do komnaty wszedł postawny mężczyzna.Momentalnie oprzytomniała, a każdy nerw w jej ciele drgał, wyczulony na niebezpieczeństwo.Leżała nieruchomo, obserwując wikinga spod półprzymkniętych powiek, gotowa rzucić się po jego miecz, gdyby zaszła taka potrzeba.Mężczyzna nawet nie spojrzał w jej stronę, nie zbliżył się też do łoża.Podszedł do krzesła przy ścianie i gwałtownymi, nerwowymi ruchami zaczął zdejmować ubranie.Najpierw cisnął na krzesło miecz i krótki nóż, a następnie tunikę.Potem postawił stopę na siedzeniu krzesła, odpiął rzemyk podtrzymujący nogawkę i zzuł miękki skórzany but.Brenna taksowała go niemal zachłannym spojrzeniem.Dotąd żaden mężczyzna nie wydał jej się tak pociągający.Długie, złote, wijące się włosy opadały mu na kark miękkimi falami.Miał wyjątkowo szerokie barki, prosty nos, a podbródek owalny i mocno zarysowany.Mięśnie ramion, potężnej klatki piersiowej i pleców były jak wyrzeźbione, przesuwały się pod skórą przy każdym ruchu.Jego tors i płaski, muskularny brzuch porastały jasne kręcone włosy.Wąskie biodra przechodziły w smukłe uda.Cała sylwetka emanowała siłą.Już samo takie ciało stanowiło niebezpieczeństwo.Ogarnęło ją dziwne, trudne do określenia uczucie.Zesztywniała, gdy zaczął rozsznurowywać pas podtrzymujący spodnie.Miała chęć obejrzeć resztę tego wspaniale zbudowanego ciała, z drugiej jednak strony rozsądek jej podpowiadał, że nic dobrego by z tego nie wynikło.Na szczęście mężczyzna zmienił zamiar, rzuciwszy spojrzenie na łóżko.Brenna wstrzymała oddech.Dotąd nie miała czasu się zastanowić, co oznacza obecność wikinga w sypialnej komnacie.Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego przyszedł i zachowuje się tak, jakby zamierzał tu spać.Nie pomyślała, że ma przed sobą Garricka Haardrada.Mężczyzna, jakby nie bardzo wiedząc, co począć, stanął przed drzwiami na galeryjkę.Otworzył je, przeszedł przez komnatę i zatrzasnął drzwi wejściowe, w ten sposób zamknął ich razem w komnacie.Na koniec zbliżył się do łoża.Brenna dłużej nie miała zamiaru udawać, że śpi, bo miała wrażenie, iż on o tym wie.Ponieważ łóżko stało w rogu komnaty, jednym bokiem przyparte do ściany, przetoczyła się na skraj, aby mieć możliwość ucieczki.Znieruchomiała skulona, a pukle długich włosów rozsypały się po wełnianej koszuli.Przez dłuższą chwilę mierzyli się wzrokiem.Brenna była jak sparaliżowana pod spojrzeniem tych ni to zielonych, ni niebieskich oczu, barwą przypominających akwamaryn.Z rozdrażnieniem stwierdziła, że ciągle jeszcze wstrzymuje oddech, więc gwałtownie wypuściła powietrze.- Coś mi się wydaje, dziewczyno, że zwiodłaś wszystkich swymi gierkami.- W jego niskim głosie nie było ani gniewu, ani sympatii.- Nie wyglądasz na tygrysicę, gotową próbować ucieczki, lecz raczej na spłoszone dziecko.Chociaż.zapewne przebiegłe dziecko, skoro udało ci się wymusić ten wygodny pokój.Roześmiała się butnie.- Ja spłoszona? Ciebie mam się bać, wikingu? To, co słyszałeś, jest prawdą.- A jednak nadal tu jesteś.- Wyłącznie dlatego, że do dziś trzymano mnie związaną.Wykrzywił usta w lekkim uśmiechu.- To zgrabna historyjka, ale łatwo mi będzie udowodnić, że kłamiesz.Brenna ściągnęła brwi.Nie była przyzwyczajona, by zarzucano jej kłamstwo.Jak kocica jednym susem zeskoczyła z łóżka i wylądowawszy przed nim na rozstawionych nogach, ujęła się pod boki.- Wiedz, wikingu - powiedziała z furią, wwiercając w niego ciemne nieruchome oczy - że jestem Brenna Carmarham i nigdy nie kłamię.Gdyby nie było tak, jak mówię, możesz być pewien, że byś mnie tu nie znalazł.Garrick patrzył na tę tak pełną dumy piękność wyraźnie rozweselony.Nie przejął się jej słowami, biorąc je za puste przechwałki.- Szczęście, że zjawiłem się w porę, by cię okiełznać, skoro Yarmilłe nie bardzo wie, co z tobą począć - powiedział rozbawionym tonem.- Jak to? - Uniosła brwi.Zanim zdołał odpowiedzieć, zapytała z niepokojem: - Kim jesteś, wikingu?- Twoim właścicielem, jak mi powiedziano.- Nie, mnie nie można posiadać! - sapnęła gniewnie.Garrick wzruszył ramionami.Jedno przynajmniej było pewne: podarowano mu niepokorną niewolnicę.- Nie masz w tej sprawie wiele do powiedzenia - zapewnił [ Pobierz całość w formacie PDF ]